wtorek, 4 czerwca 2013

Rozdział Drugi: " Nieprzyjaciele "


        Gabrielle wpatrywała się w niekończące się strugi deszczu za oknem. Pogoda nie napawała zbytnim optymizmem. Zerwał się silny wiatr, który zaczął trącać drzewa i bawić się nimi. Zdmuchiwał ostatnie wiszące liście i unosił je wysoko ku niebu, żeby zaraz cisnąc nimi mocno o ziemię. Niektóre nawet rozrywał brutalnie, a ich strzępy puszczał wolno w daleką, dziką przestrzeń. Cieszyła się, że siedzi w ciepłym, pustym przedziale. Expres Hogwart zaczął powoli sunąć po torach. Dziewczyna zacisnęła powieki i ujrzała twarz tego chłopaka, z którym się zderzyła na peronie. Matko, jaki on był przystojny, pomyślała. Jasna grzywka idealnie komponowała się z szarymi oczami i bladą cerą. Na samą myśl o nim zrobiło jej się gorąco. Ale jak on ją potraktował? Nie mógł zwyczajnie przeprosić i pomóc jej wstać? Nie, tylko nazwał ją idiotką i wpatrywał się, jakby zobaczył ducha. Poczuła się okropnie. Wszyscy uczniowie, którzy zebrali się na peronie, przyglądali się im. Słychać było szepty i śmiechy. Taka sytuacja nie może wiecej się powtorzyć. Gabrielle Loutier nie pozwoli sobie, żeby ktokolwiek ją tak traktował. W Beauxbatons miała reputację, wszyscy ją szanowali i podziwiali. Uczniowie Hogwartu też będą ją podziwiali...

- To ty jestes ta nowa? - Drzwi peronu otworzyły się i stanęła w nich czarnowłosa, szczupła dziewczyna. Na jej twarzy widniał grymas. Wyglądała, jakby przed chwilą zjadła całą cytrynę. - Siedzisz tu całkiem sama? Nie dziwię się, ludzie się ciebie trochę boją. Już chyba każdy słyszał jak potraktowałaś Draco. Draco, powtórzyła w myślach Gabrielle, po czym spojrzała w oczy nieznajomej.

- Nazywam się Eisenhover Eleanor, jestem prefektem, należę do Slytherinu. Zamierzam zapoznać cię z zasadami, panującymi w mojej szkole.

- Zasadami? - powtórzyła blondynka.  - Jakimi zasadami? - Bystra to ty nie jesteś... To całkiem proste. Po pierwsze i najważniejsze: trzymaj się z dala od Draco, najlepiej omijaj go szerokim łukiem, bo inaczej zrobię ci z tej ślicznej buźki miazgę! Po drugie...

- Nie jestem zainteresowana tym bufonem. - odparła Gabrielle, a jej twarz nabrała koloru zachodzącego słońca. Nadal czuła się zawstydzona całą tą sytuacją, która zaszła na peronie. - Czy to wszystko? Zaczynasz przynudzać z tymi swoimi zasadami. Po tych słowach Elizabeth sposąwiała. Na czole ukazała się jej mała żyłka, która zaczęła szybko pulsować. Dziewczyna zaczęła przypominać bombę zegarową, która zaraz wybuchnie. I tak się właściwie stało...

- Ty! Ty, małpo! Jak śmiesz mi przerywać! Jak śmiesz tak się do mnie odnosić! - Ślizgonka zaczęła krzyczeć tak głośno, że w kilka minut wokół przedziału znalazło się sporo gapiów. 

- Nie wiesz kim ja jestem, nie wiesz z kim masz do czynienia ty francuska pokrako! Gabrielle poczuła na sobie spojrzenia innych uczniów i poczuła jak zalewa ją fala gorąca. Już drugi raz, w ciągu jednego dnia ktoś ją upokorzył. Przecież nie mogła na to pozwolić. Nie mogła dać tak sobą pomiatać, bo wtedy spadłaby na sam dół piramidy społecznej i już nikt, nigdy nie zechciałby się z nią zaprzyjaźnić. 

- Co ty sobie myślisz!? - krzyknęła nagle w stronę swojej rywalki, po czym stanęła na przeciwko niej - że cały świat kręci się wokół ciebie? Że możesz wymyślać jakieś chore zasady, których będę zmuszona przestrzegać? Musisz być nieźle zakompleksiona, skoro błagasz mnie, żebym nie zainteresowała się tym głupim chłopakiem, na którego lecisz. To po prostu żałosne... Jeszcze, żeby był przystojny... - zadrwiła. Jednak na myśl o nim ścisnęło ją w żołądku. Nagle zrobilo się cicho. Gabrielle poczuła jak ogarnia ją strach. Co ona najlepszego zrobiła? Jeszcze nawet nie została jeszcze prawdziwym uczniem Hogwartu, a  już wpadła w niezłe tarapaty. Nie mogła jednak dać się tak traktować, musiała zareagować. Naważyła sobie wielki kufel piwa kremowego i teraz je wypije. Nie odpuści, doprowadzi tę sprawę do końca...

- Jeszcze tego pożałujesz... - wyszeptała nagle Ślizgonka. - będą twoim najgorszym koszmarem. Każdy dzień w Hogwarcie będzie gorszy od poprzedniego. Nie odpuszczę ci, dopóki nie uciekniesz z płaczem do domu, a uwierz mi, to tylko kwiestia kilku dni... Blondynka zacisnęła mocno pięści. Sprawy zaszły za daleko, ale nie mogła się teraz wycofać. Nie, nie teraz...

- Nie boję się ciebie! - odpowiedziała Gabrielle i uśmiechnęła się szyderczo. - Jedyną osobą, która będzie płakać, będziesz właśnie ty!

***    

    Draco biegł wąskim korytarzem pociągu, w stronę skupiska uczniów, stojących przy drzwaich jednego z przedziałów. Co się tam dzieje? Czyżby Głupotter i jego durny koleżka zdecydowali się jednak spędzić siódmy rok w Hogwarcie? Podobno zrezygnowali, ale czy to prawda, czy zwykłe plotki? 

- Nieźle Draco! Jeszcze dobrze nie zaczął się rok szkolny, a kobitki już się o ciebie kłócą. Kto wie może nawet dojdzie do bójki? - powiedział jakiś Ślizgon z piątego roku. Młody Malfoy prychnął pod nosem i zaczął przepychać się między ludzmi. Gdy wszedł do przedziału nastała cisza. Wszystkie pary oczu zwrócone były teraz w jego kierunku. Co tu się właściwie stało? Jego koleżanka z roku wpatrywała się w tą nową z rządzą mordu. Wyglądała, jakby zaraz miała użyć zaklęcia niewybaczalnego. Ale dlaczego? Czy rzeczywiście on był przyczyną kłótni? Czy to oznacza, że zainteresowała się nim ta francuska piękność? Przeszył go dreszcz na samą myśl o niej.

- Co znów wyprawiasz, Eleanor? - zapytał i rzucił Ślizgonce mordercze spojrzenie. - Zostaw tę dziewczynę w spokoju i wracaj do przedziału! Gabrielle poczuła jak pieką ją policzki. Dlaczego ten chłopak teraz stanął w jej obronie? Nie wyglądał raczej na kogoś, kto interresuje się losem innych.

- Nie potrzebuje twojej pomocy! - wypaliła nagle. - Poza tym twoja dziewczyna właśnie wychodziła. Wszyscy wracajcie do swoich przedziałów i dajcie mi spokój!

***    

    Niebo za oknem zrobiło się granatowe. Księżyc był widoczny w całej swojej okazałości. Odbijające się od niego promienie słońca, delikatnie opadały na ziemię, rozjaśniając noc. Gabrielle lubiła wpatrywać się w księżyc, czuła się wtedy zrelaksowana i spokojna. To księżyc właśnie był jej dzisiejszym towarzyszem podróży, gdyż nikt inny nie chciał zająć miejsca w tym samym przedziale co ona. To na pewno sprawka tej żmiji, Eleanor. Może nawet ktoś chciał uśiąść razem z nią, lecz  Ślizgonka zabroniła. Taka nowa zasada. To smutne. Nie tak wyobrażała sobie pierwszy dzień w nowej szkole. W Beauxbatons była najpopularniejszą dziewczyną w szkole, wszyscy ją lubili. W Hogwarcie jest nikim...Pociąg zaczął zwalniać, a oczom Gabrielle ukazał się ogromny zamek z sięgającymi chmur wieżami. Wspaniały, niczym zamek z bajki, nawet piękniejszy...Dziewczyna szybko narzuciła na siebie szkolny płaszcz i czapkę, po czym chwyciła za walizki i wyszła na wąski korytarz. Była bardzo podekscytowana tą chwilą, jednak nadal trochę się bała tego, co ją czeka w nowej szkole.

***    

  Wielka Sala okazała się jednym z najpiękniejszych miejsc, jakie Gabrielle kiedykolwiek widziała. Ogromne cztery stoły, zastawione były złotą zastawą, a w powietrzu unosiły się setki, a może i tysiące zapalonych świec, które oświetlały całe pomieszczenie, ale także dodawały mu uroku. Jeden stół był ustawiony prostopadle do pozostałych, to przy nim zasiadali nauczyciele. Jeden z profesorów nie odrywał wzroku od dziewczyny. Jego czarne, niczym węgiel oczy i tłusta czarna grzywka, sprawiły, że Gabrielle przyszył dreszcz. Po chwili ten przerażający mężczyzna wstał i w tym samym momencie ucichły wszystkie rozmowy na sali, a Gabrielle zdała sobie sprawę, że nadal stoi u progu, podczas, gdy wszyscy inni juz zajeli miejsce przy stole. 

- Podejdz tu - powiedział spokojnie profesor, a Gabrielle przeszyła fala gorąca. Każda para oczu zwrócona była teraz w jej kierunku. - No podejdź! Dziewczyna zadrżała na dzwięk jego głosu, po czym powoli ruszyła w kierunku stołu nauczycielskiego.

- Gabrielle Loutiere, tak? - zapytał? - Akademia Beauxbatons, tak?

- Tak - wyszeptała blondynka.Drzwi Wielkiej Sali otworzyły się z hukiem i oczom dziewczyny ukazał się dziwnie ubrany starszy mężczyzna, który trzymał w rękach starą, zniszczoną tiarę. Za nim podążała dumnie szara kocica.

- A co z pierwszorocznymi? - odezwał się ktoś w oddali.- Usiądź tutaj - odezwał się nauczyciel, ignorując słowa starszej kobiety, stojącej obok, po czym wskazał ręką na mały drewniany stołek, znajdujący się obok niego. Pamiętam, jak opowiadał mi o tym tata, pomyślała dziewczyna. To ceremonia przydziału. Gabrielle pokiwała głową i szybko postąpiła, jak jej nakazano. Czarnowlosy mężczyzna wziął od drugiego mężczyzny tiarę, po czym powoli położył ją na głowie blondynki. Gabrielle poczuła jak ściska ją żołądku, a ręce zaczynają się pocić. Dziewczyna zaczęła rozglądac się po sali. Ujrzała nagle tego przystojnego chłopaka, Draco. Obok niego siedziała oczywiście Eleanor. Na jej twarzy widniał grymas. Wyglądała, jakby miała zaraz zwymiotować. Po chwili wzrok Gabrielle powędrował w stronę sufitu. Nad stołem, przy którym siedział jej największy wróg, ujrzała zielono-srebrną flagę z wężem. Przeszył ją dreszcz...

- To gdzie by cię tu przydzielić? - przemówiła nagle tiara.Tylko nie do Slytherinu, nie do Slytherinu, pomyślała dziewczyna i zacisnęła mocno powieki...

***

Wielki powrót? ;)









Obserwatorzy